środa, 2 września 2015

[ARS PUBLIKUJE]: "Demokracja - czyli czy większość ma zawsze rację?"

Zapraszamy do lektury kolejnego tekstu z cyklu [ARS PUBLIKUJE]. Dziś proponujemy filozoficzne rozważania nt. demokracji autorstwa Emmy Drabarek. Zachęcamy do dyskusji!

[Opinie przedstawione w artykułach nie są stanowiskiem Koła Naukowego Ars Politica, a wyłącznie autorów danego tekstu]

~ * ~


DEMOKRACJA – CZYLI CZY WIĘKSZOŚĆ MA ZAWSZE RACJĘ? 

If ever Fascism should come to Americait will come in the name of Freedom"
~Thomas Mann 


Mówi się, że demokracja wcale nie jest idealną propozycją, lecz lepszej jak dotąd ludzkość nie wynalazła – a jednak wciąż pozostaje nieosiągalnaMożna mówić, że żyjemy dziś w świecie demokracji – bliższym prawdy jednak byłoby stwierdzenie, że żyjemy w świecie  d e m o k r a t y z a c j i. Gdy patrzymy na współczesną mapę świata, wciąż większość społeczeństw zamieszkujących nasz glob żyje w systemach, które z demokratycznymi wartościami wspólnego mają niewiele. W poniższym eseju, przy pomocy znakomitych politologów i filozofów (prof. L. Kołakowski, M. Oakeshott, E. Roudinesco, R. Rieman i wreszcie prof. S. Filipowicz), zastanowię się nad pułapkami, jakie tworzy powierzenie władzy ludzkiej zbiorowości i jej rozumowi oraz pokładanie w nich wiary. 

            Gdy, jako społeczeństwo, wychodzimy z założenia, że, wedle słów J.J. Rousseau „cnota jest wyrazem woli powszechnej”, konsekwencją idealizacji społeczeństwa jako najdoskonalszego miejsca realizacji się ludzi, może być zwolnienie człowieka z wszelkiej odpowiedzialności, w której to właśnie wyraża się wolność. Dopiero odpowiedzialność za własne czyny i opinie czyni człowieka prawdziwie wolnym. Można zatem doznać wrażenia, że demokracja, legitymowana przez istnienie wspólnoty i legitymująca podejmowanie przez nią decyzji, pośrednio stwarza sytuację, w której „jak gdyby nie było innego człowieczeństwa aniżeli kolektywne”.1 Sytuacja ta tworzy złudzenie, że „każdy znaczy nikt”, a odpowiedzialność za czyny jednostkowe zostaje przenoszona na anonimową zbiorowość - skoro „ja” pozostaje moralnie nieukonstytuowane, a będące jedynie częścią większego „projektu” (wspólnota, klasa, społeczeństwo, naród). Trudno więc nie wysnuć wniosku, że demokracja wcale nie musi być systemem propagującym wolność bardziej niż inne znane nam systemy, jeśli uczestnictwo w sprawowaniu władzy stało się ważniejsze niż prawo do bycia indywidualną jednostką. 


            Podstawową legitymacją dla podejmowanych przez zbiorowość decyzji jest wiara w racjonalny ludzki rozum, wspólny dla całej ludzkości oraz we wspólną władzę racjonalnego namysłu, który stanowi podstawę i inspirację działania politycznego. Jest to kolejny wyraz egalitaryzmu i, co za tym idzie, uniwersalizmu, ponieważ ludzie myślący  r a c j o n a l n i e  i posiadający racjonalny rozum, z logicznego punktu widzenia powinni więc myśleć w taki sam sposób i dochodzić do tych samych wniosków. Znowuż – jest to pewnego rodzaju  m i t  racjonalistycznej polityki i próba sprowadzenia polityki do inżynierii, która nie zakłada błędów, a jedynie mechaniczne rozwiązywanie serii kryzysów. 2 Próba udowodnienia, że o trwaniu lub nie-trwaniu danego zjawiska decydują tylko prawdziwość i racjonalna jego podstawa. To racjonalne rozwiązanie problemu ma być równocześnie rozwiązaniem doskonałym, a ponieważ jeden człowiek (i każdy człowiek) jest istotą rozumną, posiada więc wszystkie potrzebne narzędzia do stworzenia racjonalnego społeczeństwa.3 Jednakże polityka jest zawsze podsycana tym, co tradycyjne, oraz tym, co zależne od okoliczności równocześnie, a działania intelektu nie przebiegają w próżni. Wpływają na nie różne czynniki – historia, doświadczenie, obyczaje i emocje to tylko jedne z nich. Mimo iż powierzenie zbiorowemu rozumowi ludzkiemu takich kompetencji i roli wydaje się racjonalne, rozum często nas zawodzi…



            Tak jak zawiódł ludzkość w XX wieku, w czasie królujących totalitaryzmów i nieludzkich dyktatur, w czasie Holocaustu i łamania praw człowieka przy ogólnym przyzwoleniu oświeconych społeczeństw wyrosłych w erze kultury, filozofii i ideałów. Zawiódł rozum zbiorowości, które zaczęły rozładowywać swoje frustracje na drugim człowieku – w kierunku wskazanym przez szamana, terapeutę manipulującego tłumem. Czym bowiem innym byli XX-wieczni dyktatorzy niż terapeutami, obiecującymi zdesperowanym masom magiczne wyzdrowienie za pomocą czarodziejskiego środka, którym okazało się wyrzucenie całej swojej nienawiści na zewnątrz? Dzisiaj nie dziwi nas to już wcale, prawda? W końcu właśnie w epoce terapeutycznego kontaktu żyjemy – relacje z innymi ludźmi przypominają mistrza i pacjenta, a część z nas w ogóle sobie innych relacji niż tych w gabinecie nie wyobraża.4 Wciąż oczekujemy jakiegoś czarodzieja, który przyjdzie i dzięki swoim magicznym zdolnościom zaoferuje nam iluzję wyzdrowienia. Nie chcemy nawet rzeczywistej przemiany – potrzebujemy tylko zapewnień i obietnic, ponieważ w erze psychoanalizy (czy też postpsychoanalizy) to właśnie o ów  k o n t a k t  chodzi i to on jest sednem tego, do czego zmierzamy - a skoro w sferze prywatnej, to także w publicznej, jeśli społeczeństwo jest niczym więcej niż zbiorem jednostek. Gdy zawodzi nas rozum, potrzebujemy terapii. Terapii, która może mieć ciąg (bo nigdy się nie kończy i skończyć nie może!) bardzo dobry, a może mieć i zły, jak to zdarzało się w przeszłości.

            „W Europie tematem tabu jest <faszyzm>, o ile odnosi się do współczesnych zjawisk politycznych”, pisze R. Rieman5, dodając przy tym, że „fakty nie znikają jednak przez zaprzeczenie”. Odpowiedzialnością za ryzyko występowania takiego niebezpieczeństwa obarcza właśnie człowieka masowego jako produktu ostatniego stulecia. Produktu niewdzięcznego, który w dobie praw człowieka, otwartych granic i szerzącej się demokracji, odrzuca te dobrodziejstwa na rzecz  r e s e n t y m e n t u  - formuły wartościowania na zasadzie „ja jestem dobry, Ty jesteś zły”. Gdy naprawdę tłum zaczyna rządzić, a demokracja staje się demokracją masową, prawdziwa demokracja przestaje istnieć. Podstawową cechą współczesnego świata staje się powierzchowność, która łasa na uproszczenia i wyrównywanie do najniższego poziomu (gdzie znajduje się największy mianownik ludzki), bardzo łatwo przeradza się w nienawiść. Trudno bowiem powiedzieć, by „nowy, lepszy człowiek” (bo przecież żyjący w najlepszych czasach, jakie mógłby sobie wymarzyć!), mimo wszystkich bodźców i możliwości, stał się szczęśliwszy. Wręcz przeciwnie, zaczął potrzebować permanentnej pomocy psychoanalityków i nieustannej uwagi ze strony rządzących. Współczesny człowiek nie zwalnia nawet na chwilę – cały czas potrzebuje dostarczania emocji, zdarzeń i zapewnienia, że to on jest „tym  d o b r y m”. Wyobrażamy sobie, co się dzieje, gdy spotęgujemy tę postawę? Otóż nie musimy – to już się kiedyś wydarzyło. „Kto nie wyniesie żadnej nauki z historii, jest skazany na jej powtarzanie” właśnie wtedy, gdy wielką potrzebą staje się dostosowanie do masy, a  „doświadczenie absolutnej wolności zamieni się w śmiertelny strach przed wolnością”. Nawoływanie do emancypacji, rozumianej jako wolność zrzeszania się i przynależenia do wspólnot i subkultur oraz nobilitacja aktywności publicznej6 jako przynależności do społeczeństwa, tak naprawdę wywołuje tylko samotność i „wyzwala” człowieka z akceptowania swojej prawdziwej  r ó ż n i c y i wzięcia za niej odpowiedzialności. 7 Sprowadzenie wolności do swobody zgromadzeń i wypowiadania się, a pominięcie w tym katalogu praw osobowych człowieka, jak chociażby prawo do biologicznej różnicy, jest pierwszym krokiem w stronę faszyzmu, który w ciele demokracji masowej zawsze będzie obecny.

            Zgodnie z wiarą w nieomylność uwspólnotowionego ludzkiego rozumu, opinia publiczna staje się dla nas „trybunałem prawdy”8, bezwzględnym sędzią i bóstwem, który ma zawsze rację i do której możemy się odwoływać w poszukiwaniu ostatecznych rozstrzygnięć. Jednakże „w epoce równości ludzie nie wierzą sobie nawzajem”, a w świetle powyższych argumentów, trudno dalej bezkompromisowo wierzyć w masowy rozum ludzki. Masa nie jest czymś, co można kontrolować, szczególnie dzisiaj, gdy w nowym, zinformatyzowanym świecie, przekroczyła już możliwość gromadzenia się9. Jest niebezpieczna jako środek do metodycznego sterowania pogardzaniem jednych przez drugich – ponieważ nawet racjonalny rozum nie jest w stanie wykazać przewagi działań nieegoistycznych nad egoistycznymi. A tłum chce więcej – więcej bodźców, więcej emocji, więcej wydarzeń, więcej wszystkiego. Tłum nie chce – tłum żąda. Masa staje się więc przedmiotem rozgrywek politycznych, narzędziem w rękach sprytnego władcy, który daje jej to, czego potrzebuje. 

            Podsumowując, powierzenie władzy absolutnej ludowi wcale demokracją nie jest. Jest zamianą wolności na dowolność, zamianą jednej tyranii na drugą – na tyranię tłumu i niezadowolonej, sfrustrowanej, a przez to roszczeniowej masy. Masy, która zawiodła się na racjonalnym rozumie, która składa się z jednostek nieodpowiedzialnych za nic, która szuka kogoś, na kim swoje frustracje może wyładować. Potrzeba jej więc „igrzysk” i silnego przywódcy, który te igrzyska zapewni i na którego może przenieść swoją utraconą  p o d m i o t o w o ś ć. Przywódcy, który obieca natychmiastową poprawę, odrzucenie tego, co było wcześniej, za pomocą magicznych środków i umiejętności. Przywódcy, który wskaże kierunek, w którym masa ma iść i powie jej, że jest dobra ze względu na to, jaki kierunek obrała, a jaki odrzuciła. Przywódcy, który powie, kto jest winny temu, co masę spotkało i winnego ukarze lub masie ukarać pozwoli. On sam będzie ideałem wszelkich cnót, które są przez najniższy mianownik uważane za niezbędne do sprawowania władzy, stanie się nowym bóstwem – sędzią i prokuratorem w jednym. I tak właśnie ów bakcyl, który nigdy nie umiera i w ”demokracjach” masowych ukrywa się po kątach, może powrócić w postaci nowego (a może niekoniecznie?) ruchu politycznego, który pomoże cały resentyment zadręczonemu społeczeństwu wyładować. Bakcyl, który żywi się właśnie powierzchownością, w której widzi tylko nienawiść. Być może jest to ciekawa kwestia do wzięcia pod uwagę w kontekście jesiennych wyborów i tego, co się przy ich okazji będzie na polskiej scenie politycznej działo. Prześciganie się w obietnicach bez pokrycia, „mowa nienawiści”, wskazywanie odpowiedzialnych za to, co się społeczeństwu (a może właśnie masie, bo czemu mamy bać się tego słowa?) nie podoba i planowanie ponownego przestawienia świata na nowo. Tłumowi w obliczu tego, co zostało przytoczone powyżej, jednak wierzyć nie tylko jest trudno, ale się nie powinno. Tym samym mam nadzieję, że na pytanie „czy większość ma rację?” udzieliłam wyczerpującej odpowiedzi. Jeśli chodzi o alternatywę, tak jak napisałam na początku, lepszej jak dotąd nie mamy. 


Emma Drabarek
______________________________
1 Cytaty dot. tego akapitu pochodzą z tekstu L. Kołakowskiego „Bałwochwalstwo polityki”, w którym ten problem jest poruszony głębiej. 
2 Więcej na ten temat w M. Oakeshott: „Wieża Babel i inne eseje: Racjonalizm w polityce” 
3 Więcej na ten temat w M. Oakeshott: „Wieża Babel i inne eseje: Racjonalizm w polityce” 
4 Więcej na ten temat: E. Roudinesco: „Po co psychoanaliza: Depresyjne społeczeństwo: Klęska podmiotu.” 
5 Cytaty w tym akapicie pochodzą z R. Rieman: „Wieczny powrót faszyzmu.”, gdzie znajduje się więcej na temat tego zagadnienia. 
6 Demokracja jest przecież systemem zakładającym powszechną aktywność publiczną („masowa” kojarzy nam się tylko z systemami niedemokratycznymi, jak totalitaryzm – czy aby na pewno słusznie? A powszechna mobilizacja do spełniania „obowiązku obywatelskiego”, jakim jest głosowanie w wyborach?) 
7 Więcej na ten temat: E. Roudinesco: „Po co psychoanaliza: Depresyjne społeczeństwo: Klęska podmiotu.” 
8 Na podstawie: prof. S. Filipowicz: „Opinia – rozum na targowisku” 
9 Na podstawie: P. Sloterdijk „Pogarda mas” 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz